.
..~ WSTĄP DO 11 MAŁOPOLSKIEJ BRYGADY OBRONY TERYTORIALNEJ im. gen. bryg. Leopolda OKULICKIEGO, ps. „Niedźwiadek” ul. Krakowska 2, 30-901 Kraków Rząska,
tel. 261-133-203

sobota

Rosjanin, Kat generała OKULICKIEGO


TAJEMNICE WALIZKI GENERAŁA SIEROWA. DZIENNIKI PIERWSZEGO
SZEFA KGB 1939-1965.
Autor: Jewsiejewicz Hinsztejn Aleksandr

Liczba stron: 864

Data premiery: 03-06-2019

Wydawca: Wydawnictwo Rea-SJ

Z książki dowiadujemy się, że wbrew oficjalnej historiografii sowieckiej gen. Leopold OKULICKI nie zmarł „w niewiadomych okolicznościach”, lecz został zamordowany.
Za porwanie polskich przywódców Sierow został  uhonorowany przez Stalina Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Sowieckiego, zaś
z rąk Bieruta otrzymał Krzyż Virtuti Militari IV klasy.

"Codziennie otrzymywałem raporty o działalności Związku Waki Zbrojnej.
A to wysadzą w powietrze jakiś magazyn wojskowy, a to zastrzelą sowieckiego żołnierza czy zorganizują wystąpienia przeciwko władzom powiatowym. Kłopotów sprawiali wiele. Generał Okulicki,
pseudonim Mrówka, zaczął zyskiwać na znaczeniu.
Pewnego razu N.S. [Chruszczow] zapytał: „A nie można go schwytać?”. I bez niego
wiedziałem, że generała należy pojmać, ale to nam nie wychodziło. Był niezwykle sprytny i
cieszył się poparciem wśród Polaków. Zdarzało się nam go wyśledzić i jakiś czas prowadzić
obserwację zewnętrzną, ale zawsze się wymykał. Zdobyliśmy nawet jego fotografię, ale nic ponadto.

Któregoś razu otrzymałem wiadomość, że pewna kobieta, imieniem Bronisława,
spotkała się z generałem i ma przekazać do Warszawy jakiś meldunek od niego. Porannym pociągiem uda się najpierw do Łucka, a stamtąd przez zieloną granicę przedostanie się do Warszawy. Wydałem rozkaz jej zatrzymania jeszcze tej nocy.
O godzinie 4 nad ranem przyprowadzono 54-letnią kobietę o imieniu Bronisława.
Poleciłem naszej współpracowniczce Worobjowej, by ją przeszukała. Obie wyszły do sąsiedniego pokoju. Wróciły po pięciu minutach i Worobjowa zameldowała, że niczego nie znalazła. Liczyłem na to, że Polka będzie miała przy sobie meldunek Okulickiego do
Warszawy. Musiało to oznaczać, że Bronisława pozbyła się dokumentu przy aresztowaniu i
nasi się nie spisali.
Po chwili poprosiła o pozwolenie skorzystania z toalety. Pozwoliłem. Mrugnąłem przy
tym do swej pracownicy, by szła za nią. Zmieszana Worobjowa z oporami, ale poszła.
Po minucie usłyszałem krzyki. Bronisława: „To rachunki!”. Worobjowa: „Jakie rachunki?”. Wejść oczywiście nie mogłem.
Wyszły obie czerwone na twarzy. Worobjowa trzymała w ręku cieniutkie kartki
papieru z pięciocyfrowymi słupkami. Od razu zrozumiałem, że to są szyfrogramy Okulickiego.
Pytam Worobjową, gdzie je znaleziono. Dziewczyna dostała wypieków, ale milczy.
Potem się dowiedziałem, że „rachunki” przewożono w najintymniejszym miejscu. Dlatego
Bronisława zamierzała pozbyć się ich w toalecie. Brawo, Worobjowa. Szybko zareagowała.
Wyraźnie przybita pani Bronisława powiedziała: „Gdybyście wiedzieli, kim jestem, to byście mnie nie aresztowali”. Spytałem dlaczego. Okazało się, że około roku 1912 ukrywał
się u nich Lenin, którego znała osobiście, i że w jednym z tomów jego pism wyrażał
wdzięczność jej i mężowi.
Powiedziałem, że skoro tak, to co ją przywiodło do obozu Okulickiego. Odrzekła, że ZWZ jest po stronie narodu polskiego, dlatego ich wspiera.
Sprawdziłem potem w dziełach zebranych Lenina – istotnie, wyczytałem w jednym z
tomów, że polski senator, którego nazwiska nie spamiętałem, ukrywał Władimira Iljicza
przed polską policją.
Zaczęliśmy przesłuchanie. Po półgodzinie pani Bronisława zaplątała się w zeznaniach
i oświadczyła: „Wiem, gdzie jest pan Mrówka, ale nie powiem!”. Od razu poczułem się
lepiej.
Po godzinie oficer śledczy przekazał mi jej słowa, że może złamać złożoną przysięgę,
ale tylko pod przymusem. Dokładnie taki sam przypadek jak z księdzem. Odegraliśmy więc tę samą komedię, przy znacznie wyższej stawce gry. Po dwóch, trzech „spoliczkowaniach”
Bronisława podała adres zamieszkania Okulickiego.
Sprawdziliśmy natychmiast – okazało się, że budynek spłonął w czasie działań
wojennych w roku 1919. Wytknęliśmy Bronisławie, że oszukuje Matkę Boską. Podała nowy adres. Okazał się równie lipny – mieścił się tam jakiś sklep. Musieliśmy pogniewać się na panią Bronisławę. Podała trzeci adres. Sprawdziliśmy – mały domek na dalekim
przedmieściu.
Postanowiłem zasięgnąć rady szefa UNKWD Siergijenki* oraz jego zastępcy. Zdania
się podzieliły – chwytać Okulickiego teraz, o 5.30 rano, czy czekać, aż się obudzi?
Siergijenko opowiadał się za czekaniem do rana, ja byłem za natychmiastowym
aresztowaniem, gdyż generał może nam umknąć i tym razem.
Poleciłem wezwać szefa wydziału kryminalnego lwowskiej milicji. „Po co?” – zdziwił się Siergijenko. Wytłumaczyłem, że jeżeli poślemy czekistę, to Okulicki, człowiek
doświadczony i zdecydowany, rozpozna go natychmiast i może się otruć. Będzie skandal.
Stawił się komendant milicji. Zaspany. Pytam go o coś, a on odpowiada bez sensu,
jakby nie rozumiał. Pytam, czy nie pił. Mówi, że nie. Podszedłem bliżej. Pachnie wodą
kolońską.
Okazało się, że jest na potężnym kacu, jeszcze z wieczora. Kiedy go obudzono i
powiedziano, że ma się stawić u komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy, wypił pół flakonu wody kolońskiej, z jeszcze gorszym skutkiem.
Musiałem zmienić plany. Przywołałem innego pracownika oraz dwa dodatkowe
samochody z dwoma agentami w każdym. Wymyśliłem naprędce sposób na aresztowanie Okulickiego.
Agenta Kondratika przebraliśmy za Żyda, przepasaliśmy mu płaszcz rzemieniem, jak
to czynili lwowscy Żydzi. Kondratik zewnętrznie przypominał przedstawiciela tej mniejszości
narodowej. Do mieszkania Okulickiego mieli wejść milicjant, Kondratik i jeszcze jeden nasz
agent.
Jak tylko Kondratik rozpozna generała według posiadanego przez niego zdjęcia, ma
głośno zakrzyknąć: „Panie milicjancie, ten właśnie pan kupił u mnie wczoraj pół kilo
sacharyny, a pieniędzy nie dał!”. W tamtym okresie we Lwowie kwitł handel sacharyną,
ponieważ cukru zabrakło. Po takim okrzyku milicjant nakazuje generałowi udać się z nim na komendę celem wyjaśniania sytuacji.
Jak tylko Kondratik z towarzyszami zapukał do drzwi, otworzył je sam gospodarz.
„Szukamy pewnego człowieka, proszę pokazać wszystkie pomieszczenia” – rozkazał
milicjant. W jednym z pokoi zobaczyli mężczyznę podobnego do osobnika na zdjęciu, ale bez wąsów. Kondratik szybko się zorientował i wykrzyczał, co mu nakazano Mężczyzna gorąco zaoponował: „Czego wrzeszczysz, Żydzie? Nie kupowałem od
ciebie żadnej sacharyny”. O to nam chodziło. Milicjant polecił mu się ubrać, informując, że
pojadą na posterunek. Zatrzymany długo się ubierał, w końcu wyszedł. Jego i Kondratika
posadzono do osobnych wozów.
Na posterunku milicji zatrzymanego dokładnie przeszukano i znaleziono ampułkę z
trucizną. Aresztowanego posadzono do samochodu z dwoma agentami i dostarczono do mnie.
Przy wyjeździe do samochodu wsiadł Kondratik. Okulicki najpierw zareagował: „A ty czego tu?”. Nasz agent wyjaśnił, z kim ma do czynienia.

O siódmej rano przywieziono zatrzymanego do mnie na przesłuchanie. Przywitaliśmy
się. Byłem w cywilnym ubraniu. „Ja pana znam, jest pan szefem wywiadu Ukrainy” –
rozpoczął Okulicki. „A wy nie jesteście Zarzewski, za którego się podajecie, lecz Okulicki,
»Mrówka«” – odparowałem.
Generał wcale nie był zaskoczony moją o nim wiedzą. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: „Niepotrzebnie zgoliliście wąsy, przecież na zdjęciu w paszporcie je macie”. I
dodałem: „Jesteśmy z wami kolegami po fachu – wywiadowcami, z tą różnicą, że jestem
obecnie też oficerem śledczym, a wy jesteście aresztowanym, dlatego też oczekuję od was
stosownych zeznań”.
Okulicki mnie zrozumiał i odparł, że wszystko powie, ponieważ wolności i tak już nie
odzyska, ale nie wymieni nazwisk swoich podwładnych bez względu na to, co byśmy z nim
nie wyprawiali. Na to mu nie odpowiedziałem nic, spytałem tylko, dlaczego zgolił wąsy.
Odrzekł: „Gdybyście przyszli po mnie godzinę później, już byście mnie nie zastali”.
Poczuł, że trafiliśmy na jego ślad, postanowił więc zmienić mieszkanie i zaczekać, aż sprawa nieco ucichnie.
Pochwaliłem sam siebie, że nie posłuchałem Siergijenki, który proponował
przeprowadzić operację aresztowania Okulickiego dopiero rano.
Generał swoją opowieść rozpoczął od pochwalenia nas za „legendę” milicyjną.
Powiedział, że gdyby po niego przyszli czekiści, otrułby się natychmiast. Miał schowane w
materacu dwie ampułki z cyjankiem potasu. Nawet kiedy wdziewał buty, zastanawiał się, czy ich nie użyć, ale kiedy zobaczył „Żyda” i milicjanta, uspokoił się. W tym momencie znowu postawiłem sobie plus, gdyż w innym wariancie wydarzeń generał nie pozostałby przy życiu Zapewniłem, że nawet gdyby zmienił miejsce pobytu, wcześniej czy później byśmy go znaleźli. Tu właśnie począł wytykać nam błędy.
Podstawowa sprawa jest taka, że ludzi sowieckich na zachodniej Ukrainie i Białorusi
miejscowi mieszkańcy, czy to Polacy, Ukraińcy czy Białorusini, byli polscy poddani,
rozpoznają na kilometr – po ubraniu, zachowaniu itd.
Okulicki twierdził, że za każdym razem, kiedy spostrzegł, że jest śledzony,
wyprowadzał nas w pole. Naszego agenta rozpoznawał od razu. Oczywiście spytałem po
czym. Po pierwsze – rzekł – na całym świecie mężczyźni noszą kapelusze kokardką z lewej
strony, a Rosjanie z prawej. Po drugie, zbyt luźne, niedopasowane marynarki, a szczególnie workowate spodnie od razu zdradzają człowieka sowieckiego. Po trzecie, grubiaństwo
naszych przy wchodzeniu do tramwaju, do sklepu wybitnie kontrastuje z otoczeniem itd., itp.
Było mi nieprzyjemnie tego wysłuchiwać, ale wykazałem cierpliwość i postanowiłem,
że te błędy należy wyeliminować.
Przyszła kolej na wytknięcie Okulickiemu pomyłek jego kurierów, których
przechwytywaliśmy, przeważnie młode dziewczęta o słabej znajomości zasad konspiracji. Do
zasadniczych jednak zaliczyłem błąd w samej organizacji ZWZ na terytoriach zachodniej
Ukrainy i Białorusi, ponieważ poparcia na tych ziemiach Polacy się nie doczekają, jako że
zasiedlone są przez absolutną większość Ukraińców i Białorusinów, a Polacy stanowią
wyraźną mniejszość. Dlatego idea powrotu tych ziem do Polski nie spotka się z poparciem
miejscowej ludności. Okulicki się ze mną zgodził. Na marginesie, wywarł na mnie wrażenie
mądrego i dobrego, kompetentnego pracownika wywiadu.
Kiedy jednak doszliśmy do omawiania struktury organizacyjnej ZWZ, generał
kategorycznie odmówił udzielania jakichkolwiek informacji. Zastosowałem wtedy swoją taktykę prowadzenia przesłuchania. Wykazywałem mu rzekome niedociągnięcia w
działalności jego organizacji, a Okulicki mnie korygował, oświecając nieco w tym zakresie.
Nie chodziło mi o nazwiska, najważniejsze osoby i tak już znaliśmy, starałem się poznać
metody działania i sposób myślenia.
Rozpocząłem przesłuchanie o siódmej rano, a zakończyłem o czwartej po południu.
Po aresztowaniu Okulicki poprosił o pozwolenie na zapalenie i wyciągnął z kieszeni płaszcza opakowanie 200 papierosów. Po zakończeniu śledztwa zostały mu trzy.
Generał pobył u nas zaledwie dwa dni. Kiedy zameldowałem do Moskwy o jego
zatrzymaniu, nadszedł telegram od Kobułowa, by „na rozkaz ludowego komisarza dostarczyć
aresztowanego osobnym wagonem do Moskwy”. Wiedziałem, że to podłość ze strony
Kobułowa, i prosiłem Chruszczowa, by sprzeciwił się przekazywaniu Okulickiego do stolicy, ale odrzekł, że nie warto się o to sprzeczać.
Jak się potem dowiedziałem, w Moskwie podczas przesłuchania zaczęto stosować
wobec generała pogróżki, Okulicki zdecydowanie oświadczył, że swych towarzyszy nie wyda. Śledczy nakrzyczał na niego i kilka razy uderzył w twarz. Generał zamknął się w sobie i nie powiedział więcej ani słowa.
Kiedy w roku 1941, zgodnie z decyzją Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa
(Stawki), formowano armię Andersa*, Okulickiego mianowano szefem sztabu. Wtedy też opowiedział przyjaciołom o spoliczkowaniu przez oficera śledczego i przysiągł, że się zemści.
Istotnie, armia Andersa przeszła do Iraku, a następnie trafiła pod rozkazy Brytyjczyków.
Niewątpliwie Anders i Okulicki przeprowadzili dostatecznie demoralizującą pracę wśród polskich żołnierzy i oficerów w celu wycofania ich spod sowieckiego dowództwa.

Po aresztowaniu Okulickiego działalność ZWZ na zachodnich terenach Ukrainy i
Białorusi znacznie zmalała i nie stwarzała już większych problemów."


       Opublikowane przez wnuczkę w 2016 roku w Rosji, czyli dwadzieścia osiem lat po śmierci Iwana Sierowa, dzienniki wywołały burzliwą dyskusję wśród historyków i w mediach. Ich autor, niewątpliwie jedna z najmroczniejszych postaci XX wieku, niezależnie od narracji, jaką przyjął, i systemu, w jakim funkcjonował, w masowej świadomości Polaków i wielu innych narodów był i pozostanie oprawcą.

Ta książka nikogo nie pozostawi obojętnym. Jest to jedyna dostępna osobista relacja generała służb specjalnych ZSRR. Ukazuje zaplecze stalinowskiej polityki z czasów II wojny światowej, techniki działania NKWD i KGB, szczegóły tajnych akcji wywiadu, a także metody i przebieg komunizacji okupowanych po wojnie państw, w tym Polski.

Książka z całą pewnością zasługuje na miano sensacji. I nie tylko dlatego, że po raz pierwszy ktoś sięgnął tak głęboko do tajemnic Łubianki i Kremla. Pokazane w niej – widziane oczami bezpośredniego uczestnika - węzłowe procesy XX wieku dotyczą także ważnych kart polskiej historii okresu stalinowskiego. To druga, nie mniej ważna okoliczność, determinująca walor publikacji. Tajemnice walizki generała Sierowa z powodzeniem można byłoby zatytułować "Walizka sensacji”!

Autorem i głównym bohaterem książki jest Iwan Aleksandrowicz Sierow. Po 25 latach od jego śmierci okazało się, że przez całe życie prowadził dzienniki, notatki, zapiski. Robił to w tak ścisłej tajemnicy i chował je tak profesjonalnie (nic dziwnego: stara, stalinowsko-beriowska szkoła!), że nawet KGB, przy największych wysiłkach nie potrafiło ich znaleźć i zniszczyć. Skrytkę i umieszczoną w niej walizkę, a ściślej mówiąc– dwie walizki, zamurowane w ścianie garażu generalskiej daczy, odnalazła przypadkiem wnuczka Sierowa. Zawierały rozmaite papiery feldmarszałka sowieckich specsłużb a przede wszystkim jego wspomnienia.

Kim był Sierow? Generał armii, pierwszy przewodniczący KGB, szef Głównego Zarządu Wywiadu Sztabu Generalnego ZSRR, osławionego GRU. Pupilek Stalina. Przyjaciel Chruszczowa. Najwyższe dowódcze ordery – Kutuzowa i Suworowa otrzymał za przeprowadzenie w latach wojny deportacji na Syberię i do Kazachstanu całych narodów – Czeczenów, Inguszy, Niemców nadwołżańskich, Tatarów krymskich. A do tego czystki na Ukrainie, dokończenie budowy Kanału Wołga-Don za cenę życia tysięcy więźniów łagrów, stłumienie powstania na Węgrzech w 1956 roku… We wszystkich tych zdarzeniach generał Sierow czynnie uczestniczył. Po wybuchu wojny z Niemcami w 1941 r. dowodził wojskami NKWD w obronie Moskwy, na Krymie, Kaukazie i pod Stalingradem. Był pełnomocnikiem NKWD przy szeregu frontów, zasłużył się zwłaszcza w likwidowaniu „elementów antysowieckich” na terenach działań 1 Frontu Białoruskiego.

W zapiskach Sierowa przebija się wątek jego zażartej walki z szefem bezpieki Wiktorem Abakumowem. Podłożem tych relacji była próba obalenia faworyta „wielkiego wodza wszystkich narodów” poprzez oskarżenie generała o zawłaszczenie zawartości berlińskiego Raichsbanku w maju 1945 r. Stalin wszak nie pozwolił na uruchomienie śledztwa – potrzebny był mu Sierow jako „pies łańcuchowy” w specsłużbach.

Sierow nie stracił wpływów także po śmierci Stalina. Trafnie postawił na Nikitę Chruszczowa i poparł go w walce o władzę. Za to w 1954 r. został powołany na przewodniczącego nowej struktury w służbach bezpieczeństwa – KGB. Jest jedną z postaci najbliższego otoczenia Chruszczowa. Współautor jego tajnego referatu na XX zjeździe KPZR, demaskującego okres rządów Stalina. Jest czołowym ochroniarzem w kraju i podczas rozlicznych wojaży zagranicznych gospodarza Kremla. Obserwuje i notuje przebieg spotkań z liderami wielu państw i nieustanne pijackie brewerie członków delegacji partyjno-państwowej po rozmowach.

Ale też odnotowuje kontrowersje Chruszczowa i Mao Zedonga na tle planów gigantycznej czystki w Chinach, nowego Wielkiego Terroru, w którym rozważano uwięzienie „trzech milionów Chińczyków, źle nastawionych do przedsięwzięć na wsi”.

Przy okazji wspomnijmy o innym niebywałym projekcie: proponowanym przez Stalina planie osuszenia Morza Kaspijskiego, co miało odsłonić bogate złoża naftowe. Projekt napotkał sprzeciw Anastasa Mikojana (ministra handlu zagranicznego), który odważył się powiedzieć „towarzyszowi Stalinowi”, że to spowodowałoby straty czarnego kawioru, który ZSRR „eksportuje na cały świat za walutę”.

Ze wspomnień Sierowa dowiadujemy się też o jednym z bohaterów II wojny światowej, szwedzkim dyplomacie Raoulu Wallenbergu, który uratował dziesiątki tysięcy węgierskich Żydów. Po przyjściu na Węgry Armii Czerwonej Wallenberg przepadł. Po latach podano, że miał umrzeć w moskiewskim więzieniu na atak serca. Sierow pisze co innego: według niego Szwed został zamordowany przez ministra Abakumowa na bezpośrednie polecenie Stalina i ministra spraw zagranicznych Mołotowa, ponieważ „wysyłanie go do domu po procesie norymberskim nie miało sensu”.

Złowieszcza postać Iwana Sierowa dobrze wryła się w pamięć najstarszego żyjącego pokolenia Polaków. Po 17 września 1939 r. organizował wywózki na Sybir Polaków z Kresów Wschodnich RP. Współodpowiedzialny za mord katyński. Kremlowska szara eminencja lubelskiego PKWN, był głównym pełnomocnikiem NKWD na Polskę, następnie głównym doradcą przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. W marcu 1945 r. zaprosił do Pruszkowa pod Warszawą „na rozmowę” 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego by ich podstępnie aresztować i wywieźć do Moskwy. Tam zostali postawieni przed pokazowym sądem i skazani na więzienie.

Ostatni komendant AK gen. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek, torturowany podczas śledztwa w więzieniu na Łubiance, podjął głodówkę. Z książki dowiadujemy się, że wbrew oficjalnej historiografii sowieckiej nie zmarł „w niewiadomych okolicznościach”, lecz został zamordowany. Za porwanie polskich przywódców został uhonorowany przez Stalina Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Sowieckiego, zaś z rąk Bieruta otrzymał Krzyż Virtuti Militari IV klasy.

Wiarołomstwo, jako skuteczną metodę walki, stosował Sierow następnie przy porwaniu i wywiezieniu do Moskwy gen. „Wilka” (Aleksandra Krzyżanowskiego), komendanta Okręgu Wileńskiego AK, a także Imre Nagy’a i członków rządu węgierskiego.

W tej ostatniej operacji sekundował mu ówczesny ambasador, a jeden z późniejszych przewodniczących KGB Jurij Andropow.

Wszelako i tu sprawdziła się prawda, że „łaska pańska na pstrym koniu jeździ”. Sierow bezsilnie patrzy jak kult Chruszczowa przemożnie się pleni i zastępuje niedawny „kult jednostki” Stalina. Próby uświadamiania tego przywódcy przynoszą odwrotny skutek – do ucha „drogiego Nikity Siergiejewicza” mają już dostęp nowi faworyci – na Kreml przychodzą „komsomolcy” Aleksander Szelepin i Władimir Siemiczastny, oraz pnący się po szczeblach kariery wojskowej Leonid Breżniew.

Ale czy decydowały intrygi dworskie, na które wielokrotnie uskarża się generał? Jednym z powodów dramatycznego załamaniu się kariery Sierowa – zdaniem historyka Siegieja Bondarienki – mógł być fakt, że postać generała przewija się w trzech nieprzyjemnych sprawach: sowieckim śladzie w „seks-skandalu” brytyjskiego ministra wojny Profumo, tragicznej śmierci brytyjskiego płetwonurka i agenta MI6 Lionela Crabba pod kadłubem sowieckiego krążownika „Ordżonikidze”, oraz tajemniczym zniknięciu w Berlinie belgijskiej korony, którą generał podarował swojej żonie, ale później był zmuszony zwrócić Elżbiecie królowej Belgów.

Pod koniec 1957 roku atak na generała na nowo podjął minister spraw wewnętrznych Nikołaj Dudorow. Już na polecenie Chruszczowa. „Kompromat” na Sierowa został następnie przekazany do Komisji Kontroli Partyjnej przy KC KPZR – jeszcze jednemu podopiecznemu Chruszczowa Nikołajowi Szwernikowi. Sierow musi zwolnić fotel przewodniczącego KGB i zadowolić się szefostwem GRU.

Zdaniem S. Bondarienki kardynalna zmiana stosunku Chruszczowa do przyjaciela nastąpiła z powodu historii z „czarnym zeszytem” Stalina, który miał zawierać materiały kompromitujące bogów kremlowskiego Olimpu. Chruszczow bał się, że Sierow wykonał kopię, której użyje w odpowiednim momencie, żeby przy wsparciu marszałka Żukowa usunąć go ze stanowiska pierwszego sekretarza. Trzeba było jedynie dobrego pretekstu, żeby się pozbyć Sierowa.

I taki powód znalazł się w październiku 1962 roku – po kryzysie kubańskim i aresztowaniu zdrajcy Pieńkowskiego, pułkownika GRU, podwładnego Sierowa.

Generała wysłano na emeryturę, następnie wykluczono z partii i odebrano tytuł Bohatera…

To i tak dobrze! Za czasów Stalina-Berii niechybnie straciłby głowę.



Brak komentarzy: